Zagryzałem zęby, raniąc czasem język, aby tylko nic nie powiedzieć. Wokoł mnie latało wiele lekarzy, doktorów, pielęgniarek, wszyscy sterylnie ubrani. Na samym początku chciałem się wyrwać, ale skutkiem było zastraszenie, że uśpią mnie, bym im nie przeszkadzał. Skoro i tak mam czymś oberwać, niech to będzie na trzeźwo, gdy będę kontaktował. Gdyby nie Emil, nie siedziałbym w małym, białym pokoju, z dziwnymi urządzeniami, zamknięty szczelnie i to w samym gnieździe os. W pewnym momencie wszyscy wyszli, byłem sam, ale po minie kobiety która mnie ostatni raz odwiedziła wiedziałem, że już otrzymali wyniki, które potwierdzały, że jestem zakażony. Jestem niebezpieczny, mogę się przemienić, a oni albo się mnie pozbędą, albo zrobią ze mnie królika doświadczalnego.
Która to już godzina bez snu, ile czasu spędziłem na samej wodzie, nie wiem. To nie było ważne, skupiłem się na dwójce mężczyzn w rękawiczkach i fartuchach wchodzących do mojej ,,izolatki". Bez emocji wzięli mnie za łokcie i poczęli pchać do wyjścia. Rzucałem się, cofałem i w odpowiednim momencie przewróciłem gościa po prawej, a tego po lewej uderzyłem w twarz, przygniatając do ziemi. Dostał jeszcze dwa ciosy, a ja wolny pobiegłem korytarzem. Ktoś z tyłu krzyknął, że B14 uciekł, a ja sapnąłem rozglądając się za jakimś wyjściem. Wreszcie wyrosły przede mną szklane drzwi z napisem EXIT. Złapałem klamkę, pociągnąłem, ale były zamknięte..
- Marcel. - głos Emil'a rozbrzmiał parę metrów ode mnie. Oparłem sie natychmiastowo o owe drzwi, zaciskając pięści. Podchodził coraz bliżej, nie martwiąc się tym, że może oberwać, bo przecież jest silniejszy, większy i sprytniejszy. Nareszcie stanął parę centymetrów przede mną, patrząc mi wprost w oczy, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W dali dostrzegłem rudą czuprynę, był prowadzony tak jak ja wcześniej. Pomachałem mu bardzo powoli, Emil się odwrócił i wtedy kopnąłem go w krocze, szybko wymijając jego, jak i inne osoby. Dopadłem młodszego chłopaka, wyrwałem go z rąk morderców i w ten sposób zamknąłem nas w jakimś gabinecie z blondynką. Na blacie miała pistolet, widząc nas od razu go chwyciła, udało mi się ją dopaść i odebrać. To był ułamek sekundy - wycelowałem i strzeliłem prosto między jej oczy. Krew rozbryzgała, a martwe ciało opadło. Nastolatek był wstrząśnięty, chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłem. Popchałem go pod okno i szybko je wybiłem. Pozbyłem się resztek ostrych krawędzi i kazałem mu szybko przez nie wyskoczyć. Wahał się, popchałem go lekko i podbiegłem do drzwi, które zaraz zostały otworzone kopnięciem. Już nie patrzyłem na to, kto tam stoi. Strzał, drugi, trzeci.. ponad sześć ciał padło postrzelonych, nie zawsze w głowę, częściej w pierś lub brzuch. Naboje się skończyły, a przyszło ich o wiele więcej. Rudy wyskoczył, a ja za nim, turlając się po grubej warstwie worków. Brama była niedaleko, wystarczyło do niej podbiec. Byliśmy już tak blisko, gdy strzał, nie tak mocny jak z kulki, wyrył mi w plecach dziurę. Jęknąłem, chcąc podbiec jak najbliżej i ujrzałem opadającego Adi'ego. Obraz mi się zamazywał, to musiał być środek usypiający..
~
Wreszcie się obudziłem. Znów ta sterylna biel, jednak wokół mnie nie było już żadnych przedmiotów, którymi mógłbym zaatakować. Byłem przykuty do łożka, przebrany w jakieś krótkie wdzianko i widocznie umyty. Aż tak się postarali.. Obok, w takim samym, spał niespokojnie Rudy, co rusz krzywiąc się i rzucając na boki.
< Adi >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz