Zaprowadziłem go do pomieszczenia w którym spaliśmy i usiadłem na parapecie, wzdychając. Tam, gdy celował drżącą dłonią prosto w moją głowę, poczułem po raz pierwszy strach przed śmiercią i nieopisaną bezradność. Sekundy gdy celownik skręcał dłużyły się jak minuty, a sam strzał mimo, że nie fizycznie to psychicznie przeszył. Oczekiwanie na śmierć zawsze jest przerażające, do twej głowy wpływają straszne obrazy, niekiedy z twojej przeszłości. Zaczynasz żałować pewnych czynów, rozmawiasz ze sobą w myślach błagając by nie trafił. Ale trafił, tylko nie we mnie.
Stał zarówno wstrząśnięty jak i zdegustowany. Im dłużej tak sterczał, tym bladł bardziej, a jego szyja zdradzała, że przełyka kwas podchodzący mu pod gardło. Nie wiem, czy wiedział, że odchodzę, ale i tak umiejętnie mną manipulował. Czułem żal, bo jak można zostawić na pastwę losu takiego nieudacznika. W końcu jednak i tak rozdzielilibyśmy się, jeden żywy, drugi martwy. Dobrym pomysłem jest zajęcie się tym teraz, gdy nie jest za późno.
- Przynieś trzy miski i wode z baniaka. - poleciłem zakładając nogę na nogę. Skóra z jakiej zrobione były moje buty sięgające kolana przyjemnie rozłożyła się przywierając do nogi. Niegdyś damskie kozaki, dziś idealne obuwie ochronne. Rudy przyszedł, bardziej kolorowy i żywszy, po czym położył rzeczy na łóżku. Zeskoczyłem, nalałem wody do wszystkich mis i postawiłem dwa krzesła. Na jednym, tyłem do drugiego na którym usiadłem ja, klapnął Adi. Wyciągnąłem nóż i bez pytania zacząłem ścinać mu włosy, na co zareagował małym protestem. Zignorowałem to jednak i gdy skończyłem, miał ich bardzo mało. Poprosiłem go o trzymanie lustra w moją stronę, siebie goląc na łyso. Jedna z mis, pełna włosów, została przeze mnie wyrzucona, w dwóch ostatnich zamoczyłem ręczniki. - Rozbieraj się i umyj. Jeśli masz dużo włosów.. gdziekolwiek, pozbądź się ich.
Sam zdjąłem ubrania i bez wstydu począłem obmywać swoje ciało. Specjalnie owłosiony nie byłem, więc obyło się bez cięcia.
- Co zamierzasz? - zapytał cicho zakrywając mokre ciało ręcznikiem. Wyszedłem z taką samą osłonką i przyniosłem ubrania. Dla siebie strój żołnierza którego zabiłem, dla niego spodnie, bielizne i kurtkę wojskową. Rzuciłem w niego rzeczami i powoli zacząłem się ubierać, oczywiście nie zapominając o nowych ulubionych butach. - Pytałem..
- Dla tego możesz zginąć. Nie pytaj. - warknąłem zakładając maskę. Było tak cholernie zimno. On też trząsł się z zimna i dygał nawet po ubraniu się. Gdy byliśmy gotowi założyłem mu czapkę z daszkiem i zebrałem broń i zapakowane plecaki. Powoli się ściemniało.. to będzie niebezpieczna droga dla mnie, on da sobie radę. Zostawiłem prowiant na parę dni, oraz pistolet na stole. - Za dwa dni wyjdziesz w dzień i skierujesz się do kryjówki federacji. Dasz się zbadać i powiesz, że umarłem zjedzony.
Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczyma i chyba niedowierzał w to co usłyszał. Zaraz podszedł do mnie blisko i złapał za ramię marszcząc brwi nerwowo. Uścisk był słaby jak na mężczyznę, toteż bez problemowo zgniotłem jego nadgarstek odrzucając w bok.
- To jest jak droga wisielca, wysyłasz mnie na pewną śmierć! - tok myślenia tego chłopaka był godny pożałowania. Nie po to go chroniłem, by teraz wysłać wprost w łapy żądnych krwi doktorków.
- Uspokój się albo dostaniesz kulkę w łeb zanim mrugniesz. - syknąłem. - Jesteś zdrowy, nie ruszą cie dopóki nie będziesz agresywny. Potrzebują ludzi.
- A ty spokojnie ulotnisz się, doniesiesz na nich i zginę. - jego wyzywający wzrok zaimponował mi. Czyżby grzeczna wiewiórka dostała jaj, wow. Tak czy inaczej, muszę już iść, a on znów uczepił się mojego boku nie pozwalając na ruch.
- Pomyśl logicznie; jak powiesz, że nie żyję, dadzą ci spokój z pytaniami. - zaraz po tym wyrwałem się i wyszedłem z budynku szybkim krokiem ruszając na południe. Byłoby wszystko w porządku, gdyby nie roztrzęsiony krzyk Adietriev'a.
- Marcel!! - zwabił tym nie tylko Powstańców. Z daleka ujrzałem grupę opancerzonych ludzi na koniach i bez; biegli ku tej stronie, z wycelowanymi z daleka snajperkami. Gdy spojrzałem w górę, na budynku nagle zjawili się strzelcy. Ścisnąłem pięści i zacząłem biec do lasu.
< un >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz