piątek, 8 maja 2015

| :: Od Emil'a CD Marcela :: |

Strzeliłem jedną celną kulkę między oczy jednego z zarażonych, który próbował dotrzeć do bruneta. Tuż obok mnie stanął mój brat opierając na ramieniu wiatrówkę i coraz wysyłając serie trzech pocisków w ciała nie-ludzi. Za naszymi plecami stał sparaliżowany Rudy ściskał on w dłoni zapalniczkę, aż mu kostki  zbladły. Marnowałem kolejne strzały i minuty, aby tylko uratować  tego amatora mocnych wrażeń. W mgnieniu oka przepędziliśmy zgraje zarażonych z dala od pomnika w tym czasie Adicośtam pomógł Marcelowi.
- Dzięki - wymamrotał do nas.
- Nie dziękuj tylko chodź - warknąłem, odwróciłem się i ruszyłem szybkim krokiem w drogę powrotną.
~ ~ ~ ~
Stanąłem nad wijącą się postacią w dolę i z czystą przyjemnością. Przetarłem jedną dłonią oczy, a następnie przeciągnąłem się. I tak nie miał ze mną szans. Szybko opuściłem dłonie i złapałem go za fraki. Zaczął się szarpać na marne. Ciągnąłem go po podłożu z powrotem do obozu. Nie patrzyłem czy uderza na coś czy też nie. Zwyczajnie wlokłem go za sobą.
- Przepra-szam... A, e du-usz-sze ssssssie - syczał.
- Nie piskaj - powiedziałem, po czym ziewnąłem niczym lew. Najchętniej bym teraz drzemał, ale komuś zachciało się uciekać. Ugh, wkurza mnie, ale nie jestem świadom dlaczego o niego dbam.
~ ~ ~ ~
Mijajć ostatnie wzniesienie ukazał się nam nasz cel podróży. Ogromny budynek otoczony murem z taką ponurą pogodą przypominał bardziej twierdze Draculi, niż United Federation Stations. Ucieszyłem się w duchu, iż to koniec tej zabawy w kotka i myszkę z dzieciarnią.
- Co to do cholery jest? - spytał się Młodziak.
- Tam gdzie idziemy - odpowiedziałem - Idziemy!
- Nie zamierzam tam iść - powiadomił nas.
- Nic zamierzam się z tobą bawić - warknąłem i stanąłem naprzeciw niego.
- To się nie baw.
- Jak chcesz - traciłem już do niego nerwy, złapałem go i przerzuciłem sobie przez ramię. Koniec. Impreza skończona. Dostałem parę razy w plecy od niego.
- Idziemy dalej - rozkazałem.
~ ~ ~ ~
Każdy pojedynczo został zabrany na badania. Oczywiście je jako jeden z federacji poszedłem na nie pierwszy, potem ten którego poszkodowanego znaleźliśmy na równinie, a następnie mój Calvin i Marcel. Siedziałem i czekałem na grupę.
~ ~ ~ ~
Zostałem sam z Dr. Iriną Ivanienko, którą znałem bardziej niż Cala. Nie zręcznie bawiła się okularami przystępując z nogi na nogę.
- Mam nie dobre wieści - mruknęła - Ale i pocieszające.
- Poproszę w tej samej kolejności.
- Ta dwójka młodych mężczyzn na HTE w obiegu krwi, lecz...
- Kurwa, to takie oczywiste!
- Spokojnie, mamy asa w rękawie. Wynaleźliśmy lek, albo nie do końca lek.
- No to go im podajcie?
- Ma to skutek uboczny.
- Jaki niby?
- Skraca długość życia.
- O ile?
- Różnie im osoba jest silniejsza tym mniej się skraca. Nie jestem pewna czy im go...
- Podajcie im go. Tak jestem w stu procentach pewien swojej decyzji - uprzedziłem jej kolejne pytanie. Zacząłem gryźć kostki kiedy odeszła. " ZASRANI GÓWNIERZE!"

< mosz D: i tak nie jest całe >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz