niedziela, 3 maja 2015

| :: Od Emil'a CD Marcela :: |

Kiedy ta urocza para skończyła wykrajać narządy ja zabrałem się za skórowanie go. Nie powinno się nic zmarnować. Tradycyjnie zacinałem od głowy, ponieważ z resztą szło łatwiej. Lepiej jest zacząć od trudnego, a potem mieć z górki. Ostrożnie ciałem nożem tłuszcz, który znajdował się tuż pod powierzchnią skóry. Jedną dłonią trzymałem skórę odciętą od reszty ciała, a drugą pracowałem przy oddzielaniu jej. Mój brat z przybłędą stopniowo zabierali wiadra z wnętrznościami. Kątem oka dostrzegłem jak Calvin polewa wszystko alkoholem.
"Tylko, żeby potem się nie spaliło to na ogniu" - powiedział do siebie w duchu.
Ostatni skrawek odciąłem nad tylnymi kopytami i rozłożyłem płachtę skóry na trawie, aby przeschła, potem się się usztywni spalaniem wewnętrznej strony. Podniosłem się z kucków i z góry spojrzałem czy dobrze owaliłem pracę. Tradycyjnie nic nie spieprzyłem.
- Mogę w czymś pomóc? - obok mnie stanął Przybłęda.
- Możesz połamać żebra - wywróciłem oczami i poszedłem umyć dłonie, nie zwracając na jego osobę większej uwagi. Obmywałem zakrwawione dłonie w gorącej wodzie, którą nabraliśmy z pobliskiej rzeczki i ją podgrzaliśmy, aby usunąć z niej bakterie, które mogły być w niej , lub nie. Ostrożności nigdy nie za wiele. Odwróciłem się i z przyjemnością patrzyłem jak niedorozwój siłował się z tkanką kostną jelenia.
- Cudowny widok nie uważasz? - spytałem brata zajętego odkażaniem mięsa.
- W sensie, że co? - uniósł na mnie zdziwiony widok, skinięciem wskazałem mu na Przybłędę. Zerknął przez ramię i się nawet nie uśmiechnął - Faktycznie... Nie pomożesz mu?
Rozumiałem powód dlaczego brat zazwyczaj nie ma humoru, ale nie zamierzałem się nad nim litować, z tego co wiem nienawidzi tego, więc traktuje go jak gdyby nigdy nic. Pokręciłem głową z złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Wpierw ubawie swoje oczy - mruknąłem.
- Jak sobie chcesz - wzruszył ramionami Calvin i wrócił do wcześniejszego zajęcia. Wrzucał tam jakieś zioła, w każdym razie znał się na tym i umiał też gotować. Był jak by to nazwały młodsze pokolenia? Był "smart". Po parunastu minutach patrzenia jak chłopak męczy się z połamaniem drugiego żebra wstałem i podszedłem do niego.
- Lepiej jednak zostaw to mnie - powiedziałem sucho i ostro. Bełkotał jakieś wyzwiska na mnie pod nosem. Śmiałem się z niego w głowie. Prawą dłoń położyłem bliżej kręgosłupa, następną odchyliłem żebro i z kolanka uderzyłem w lewą dłoń od zewnętrznej strony. Kość od razu pękła.
- Takie trudne? - mruknąłem do niego, gdyż uparcie patrzyła na moje ruchy.

<terefere nie chce mi się dalej XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz