niedziela, 3 maja 2015

| :: Od Marcela CD Calvin'a :: |

  Popatrzyłem na skierowaną we mnie dłoń z bronią. Bardzo by mi się przydała i z pewnością byłoby mi o wiele lżej, ale nie mogę jej przyjąć. To jest wbrew regułom Dimitri'ego, który ustalał rangi na samym początku całej tej apokalipsy. A ja jestem wierny jego sprawiedliwości. Jeśli poradzę sobie z nożem, poradzę sobie również bez broni, a to znaczy, że będę silniejszy. Palcami oplotłem metalową część i podsunąłem w jego stronę ściskając i oblizując wargi w geście który wykonują osoby stojące przed ciężkim wyborem, który faktycznie dokonałem.
- Dziękuję ci, ale.. nie mogę. - podniósł brew do góry pytająco. Podrapałem się po karku, spuściłem głową i przy tym poprawiłem na sobie kurtkę. - M-moja ranga to Novice..
Zarumieniłem się z zażenowania po same końcówki uszu. Nie wiem, jaką miał minę, bo bardziej zająłem się pocieraniem swoich nadgarstków i wpatrywaniem się w jakże ciekawą ziemię. Wreszcie uniosłem wzrok i w tym samym momencie poczułem jak czochra mnie po głowie, rozwalając włosy na wszystkie strony. Zaśmiał się, ale dosyć sucho według mnie, bo na jego twarzy wcale nie zagościł pogodny uśmiech, wyraz pozostał taki sam. Zastygłem, nikt nigdy nie odważył się zbliżyć do mnie na tyle, by móc wykonać taki gest. A ja go lubię, to znaczy, lubię gdy ktoś dotyka moich włosów. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, tak czy siak pomyślałem, że jest to żenujące i odtrąciłem jego dłoń.
- Faktycznie, jeszcze byś się nią skaleczył. - przyznał mi rację. Kiwnąłem i zawahałem się, co jest u mnie widać ostatnio normą, by podać mu rękę. Uścisnął ją, po mniejszej przerwie. Odwróciłem się, poklepałem psa i wsadziłem dłonie w kieszenie, idąc na przód do wyjścia. Nie zamierzałem ich zostawiać, potrzebowałem ochrony i zwykła ciekawość doradzała mi, bym ich jutro poszpiegował. Nie poszedłem daleko, skryłem się w budynku obok, w małej kawiarence, z której miałem widok na to, co działo się u nich. I tutaj też odpoczywałem. Przypadkiem zasnąłem, zmęczony..

~

  Obudził mnie hałas. Miska ze sztućcami spadła na podłogę, wykonując nieprzyjemny dla ucha metaliczny dźwięk. Zamrugałem szybko, rozglądając się, ale nic nie zauważyłem. Byłem tylko ja, a towarzysz gdzieś zniknął. Zacmokałem od razu, chcąc go przywołać. Wraz z ostatnim cmoknięciem, ostatni widelec przestał się trząść. Wstałem i wstrzymałem oddech. On..
  Gray stał tam, z przekręconymi białkami ocznymi, idąc powoli, chwiejnie w moją stronę. Cofnąłem się, na sobą miałem dużą szybę. Wpatrywałem się w niego, a z mojej głowy wyparowały wszystkie myśli. Nagle rozbiegł się i skoczył, oboje rozbiliśmy ową szybę i wylecieliśmy na ulicę, turlając się. Nie panikowałem. Próbował mnie ugryźć, ale ja z głębokim smutkiem trzymałem go za kark tak, że mógł jedynie pokłapać szczęką. Ociężale usiadłem, przysunąłem pysk do siebie bardzo blisko, że nawet drobny ruch mógłby pozwolić mu na zagryzienie mnie. Zaraz przytuliłem go, nie puszczając karku.
- O boże, Gray.. Gray, Gray.. - powtarzałem w kółko dławiąc się własną śliną. Nie płakałem, mimo, że piekły mnie oczy. Za rodzicami, bratem.. nie mogłem. To oznaka słabości.



  Zaczął coraz mocniej się wyrywać, więc przekręciłem nas, przyszpilając go do asfaltu, wyjąłem jedyną broń jaką posiadam i od razu wbiłem ją w jego czaszkę. Przestał się ruszać.
On już nie żył.
Był Powstańcem.
Nagle ogarnęła mnie furia i krzycząc przekleństwa wbijałem ów nożyk w pierwsze lepsze miejsca na jego ciele. Dźgałem go, jak by był workiem treningowym. Robiłem to, nie bacząc na niebezpieczeństwo które mi zagrażało. Czułem się okropnie i pewnie gdyby nie dwójka mężczyzn z wczoraj, którzy odciągnęli mnie szarpiącego się od psa, robiłbym to do wieczora, albo i dłużej. Ścisnęli mnie po dwóch stronach za nadgarstki, podnosząc w górę. Powoli się uspokajałem, ale i tak drżałem. Po mojej twarzy ściekały stróżki krwi które obryzgały mnie podczas siatkowania zwierzęcia.
Zostałem sam.
Sam..

<v.v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz