niedziela, 3 maja 2015

| :: Od Marcela CD Emil'a :: |

  Nagle ogarnęła mną fala niepewności i chęci zawrócenia, ale musiałem przecież wybłagać go by pomógł mojemu psu. Widać, że zna się na takich sprawach i umie tamować krew, a Gray leżał i zdychał. Zignorowałem sam fakt jego poglądów i złapałem za nadgarstek, przez co od razu zareagował i odepchnął mnie. Uniosłem kolejny raz ręce w górę i cofnąłem się o krok.
- Nie wiem, co robisz, nie mam pojęcia też, gdzie się udajesz, ale do cholery pomóż mojemu psu. - powiedziałem przejętym głosem, patrząc w zamglone ślepia. Stał, nic nie odpowiedział, jakbym w ogóle nic nie mówił. Chciałem zacząć całą tyradę o tym, jak słabe szanse na przeżycie mam bez psa, jak wiele mógłbym zrobić, że szybko się uczę i nie chcę kłopotów, bo wyuczyłem się tego już na pamięć, ale uciszył mnie przy pierwszym niepełnym zdaniu. Opuściłem ręce w dół, pokiwałem głową unikając teraz jego spojrzenia i zacząłem kroczyć w drogę powrotną. Na szczęście-podziałało. Z dziwnym warknięciem przyśpieszył i wyprzedził mnie, więc w parę minut udało się dojść do sklepu. Podszedł do sapiącego malucha, obejrzał go ze wszystkich stron i kazał mi dać jakiś materiał. Od razu wyłożyłem z plecaka w miarę czysty koc, którym owinął go i bezproblemowo podniósł. Znów kroczyliśmy tylko jego znaną drogą. - Co chcesz zrobić?
- Nie zaraził się, jeszcze nie. - mruknął rozeźlony przez to, że zapewne zrujnowałem jego plan działania na cały dzień. Przymknąłem się i tylko patrzyłem na jakieś elementy, które mogłyby mnie znowu potem zaprowadzić do własnej kryjówki. Jednak wszelkie znaki rozpoznawcze były drobne, a tło jednolite. Będę miał problem..
  Wyprowadził nas do jakiegoś garażu pod galerią i do drzwi dla personelu. Na wszelki wypadek po cichu wyciągnąłem swój nóż, który zalśnił w połowie, w drugiej był brudny od krwi. Ścisnąłem pięść, wziąłem oddech i skupiłem się na klamce którą właśnie otwierał. Nic nie wyskoczyło, ale sam środek był ciemny, bardzo ciemny, a w nim zauważyłem zarysy schodów. Wszedł i zaczął nimi schodzić, w sekundę znikając w ciemnościach. Wahałem się, dosyć długo, bo stałem jakąś minutę, aż wreszcie przemogłem strach i zrobiłem to samo, zamykając za sobą wrota. Piąty stopień, ósmy..
  Usłyszałem rozmowę. Było ich dwóch, lecz mogło być i więcej, ale w ciszy. Zastygłem, kucnąłem i w ten sposób pokonałem resztę zniżeń. Nie wyszedłem z cienia, bałem się, okropnie się w tym momencie bałem. Ale też czułem pewną ekscytację, że to nie Powstańce, nie zarażeni, a normalni ludzie są moimi przeciwnikami. Zaprowadził mnie tu specjalnie, a ja mu uwierzyłem..
  Już chciałem podejść żołnierza o którym jest mowa, zrobiłem krok w przód, ten drugi na pewno nic nie widział. A jednak chrząknął, jakby wcale się tym nie przejął. Wyciągnąłem szybko dłoń do przodu chcąc go obrócić, lecz był szybszy i złapał mnie za łokieć boleśnie ściskając. Popchał na ścianę, a tam przycisnął butem mój brzuch. Jęknąłem głośno odchylając głowę i zaciskając oczy.

< MLMLML DAWAJ TEGO DUŻEGO CZŁEKA MLMLML >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz