Patrzyłem znudzony na bruneta przyszpilowanego do ściany. Mozolnie prznienosłem wzrok na brata i miną "Serio?". On tylko z obrzydzeniem wzruszył ramionami i wrócił do opatrywania kremowego psa.
- Mam go puścić czy tak trzymać? - spytałem Emila.
- Najlepiej póścić - wyjąkał.
- Jak chcesz - mruknął najstarszy z naszej trójki. Zdjąłem but z jego pleców w odcinku lędźwiowym. Nie była to wygodna pozycja dla mnie. Poprawiłem spodnie i oparłem się biodrami o stół. Przeładowałem wiatrówke z kalibrem cztery i pół milimetry. Spojrzałem na chłopaka, który rozcierał sobie obolałe plecy. Nie trzymałem go chyba, aż tak mocno.
- Panuj nad siłą - syknął wyprostowując się. Unisłem lewy kącik ust w złośliwym uśmieszku. Unisłem ręce w górę w geście "Bywa". Brunet delikatnie zmrużył oczy. Nie wiem czy w oznaku groźby czy zwykłej nienawiści... Szczerze nie interesuje mnie to.
- Przeżyjesz.
Emil postawił kremowego psa na podłodzę, a Tsumami ostrażonie do niego podeszła w razie czego pokazując kły. Pkręciłem głową widząc co poczynia. Santos zagrodził jej drogę i odepchnął od obcego.
- Możesz już zabrać swoje mantaki gówniarzu - prychnął Emillo. Tylko ja tak do niego mówie i nikomu innego tak nie pozwala do siebie mówić. Nie czułem się przez to jakoś zbytnio wyróżniony. Chamski był dla każego, ale dla mnie w o wiele mniejszym stopniu i nie wywyższał się tak względem mnie, ale odpłacałem się tak samo. Nie zamierzałem mu pokazywać, ze nadal ma nade mną władzę. Kiedy byliśmy dzieciakami mógł tak robić, ale to już nie te czasy. Uniosłem brew patrząc to na jednego to na drugiego.
- Chodź Młody - powiedziałem do nie znajomego i ruszyłem do wyjścia - Zaraz wrócę.
- Nie wątpie - mruknął mój brat.
- Ponury typ. Skąd go znasz? - młodziak mówił najciszej jak tylko potrafił. Odpowiedziałem dopiero kiedy wyszliśmy z pokoju. Suka szła przy mojej nodze z dala od jego psa. Najprędzej pewnie znowu go ugryzła i narobiłaby mu kolejnych ran, ale nie możemy do tego dopuścić.
- To mój brat - odrzekłem.
- Faktycznie... Może trochę jesteście ze sobą podobni - zauważył - Ale i tak się różnicie.
- Trudno, aby trafiła się osoba idalnie podobna do drugiej - spojrzałem na niego z góry, ponieważ sięgał mi tylko do brody. Nie moja wina, że jestem wysoki. Rodziców się nie wybiera. W dłoni nadal trzymałem broń w razie gotowości. On również wyjął swój sztylecik, z którym mógł tylko walczyć wręcz. Po szchodach weszliśmy na parter. Pierwszy postawiłem na nim nogę i rozejrzałem się za potencjalnym zagrożeniem. Na razie nic. Dałem mu znak, że może wyjść. Kiedy stanął na przeciw mnie dałem mu pistolet samopowtarzalny.
- Na większe szanse przetrwania - powiedziałem cicho - Mam nadzieje, że wiesz jak tego używać.
< Nic nie mów, łamie reguły xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz